Zanim dotarliśmy do Deniyaya zaczyna powoli zmierzchać, co w praktyce oznacza na Sri Lance definitywny koniec życia na ulicach, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Bazując na przewodniku lonely planet chcemy sprawdzić dwa hostele i idąc do jednego przypadkiem trafiamy do drugiego z nich, a mianowicie Sinharaya Rest, który znajduje sie niedaleko buddyjskiej świątyni (przy Temple Rd). I tak naprawdę był to zloty strzał. Na miejscu dowiadujemy sie, że brat właścicielki organizuje wypady do lasu deszczowego w naprawdę przyzwoitych cenach.
Co nas zaskoczyło, to ze wyprawa z Palim miała trwać 8h, w przeciwieństwie do innych oferowanych przez lokalnych przewodników - ok 2-3h. Tak więc skusiliśmy sie szybko i na pewno tego nie żałowaliśmy. Ten jeden dzień w lesie deszczowym to chyba najlepsza przygoda i wspomnienie ze Sri Lanki. Pali był świetnym przewodnikiem i animatorem, dało się odczuć, że jest mocno zafascynowany i zżyty z tym miejscem.
Poniżej najlepszy przykład:
Plus jego wiedza na temat roślin, zwierząt i wszystkiego związanego z lasem deszczowym niesamowita. Za każdym razem, znajdował w gąszczu jaszczurkę, czy też węża czyhającego na drzewie byłem pod wielkim wrażeniem.
Nie mówiąc już o małpach, które był w stanie dostrzec wysoko na drzewach, kiedy ja z pomocą obiektywu miałem trudności. Był też zaopatrzony w dwa kilo soli, którą nacieraliśmy buty i wsypywaliśmy do skarpetek, żeby odstraszyć pijawki, od których roiło się na ścieżce.
Cała wyprawa była niesamowitym przeżyciem, spotkaniem z całkiem nową rzeczywistością. A wisienką na torcie było pływanie pod wielkim wodospadem w środku lasu, obserwując małpy skaczące wysoko w koronach drzew…
Wykończeni po całym dniu intensywnych doznań i ubabrani po kolana w pomarańczowym błocie docieramy do guesthousu i udajemy sie na spoczynek.
Juz następnego dnia czeka na nas Udawalawe National Park.
„Nowy dzień, nowe przygody“.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz