sobota, 3 października 2015

SRI LANKA część 1

Jak wspominałem w zeszłym tygodniu tak zrobiłem, znalazłem trochę czasu żeby ogarnąć zdjęcia, i zeskrobać trochę wspomnień.


Wybór padł na Sri Lankę jeszcze zimą– zachęceni pozytywnymi wypowiedziami znajomych zaczęliśmy polować na bilety koło marca. Udało się znaleźć promocję na lot z Pragi do Colombo przez Dubaj w przystępnej cenie około 330 Euro. I nawet jeśli lot nas trochę zmęczył, przewoźnik (Flydubai) nie był jakiś wyśmienity to na pewno było warto.
Wyjazd rozpoczynamy w Zurychu w czwartek wieczorem i uderzamy w podroż do Pragi gdzie mamy załatwiony nocleg zaraz przy lotnisku. Auto zostawiamy na zarezerwowanym wcześniej parkingu, dwie stówy na dwa tygodnie wydaje się spoko ceną.
Lot z lekkim spóźnieniem na przesiadce zajął nam około 14h. Na szczęście samolot z Dubaju poczekał na nas i sporo innych pasażerów lecących z nami z Pragi. Co prawda w momencie przylotu odprawa była już teoretycznie zakończona i bramka zamknięta, ale jednak wszędzie nas przepuszczono i zdążyliśmy.
W Colombo lądujemy około godziny 6 rano lokalnego czasu, po krótkiej przeprawie z wizami na lotnisku (mogliśmy to załatwić przez neta, ale nie bardzo nam się chciało). Szukamy busa do Colombo. Tu mila niespodzianka klima działa jak szalona. Godzina i jesteśmy w centrum chaosu – dworzec połączony z targową częścią wita nas bardzo głośno. Postanawiany zaryzykować i udać się wcześniej do naszego „hostelu“ i zrzucić bagaże (jedyny nocleg, który zabookowalismy wcześniej). Oczywiście, jak to zwykle bywa, przeszacowaliśmy trochę odległość naszego spania od dworca. Przejście na miejsce z plecakami zajęło nam grubo ponad godzinę. Na szczęście lokum było już wolne i mogliśmy wziąć prysznic. O tak, to była ulga, chociaż pewnie wielbiciele cieplej wody byliby rozczarowani. Jeśli już takową oferują, to zwykle ona jest powiedziałbym, co najwyżej letnia.

Na Colombo w naszym planie przeznaczamy jedynie dzień, ze względu na fakt, że nie jesteśmy największymi wielbicielami chaosu. Wbrew temu, czego oczekiwałem jest naprawdę czysto, może nie w skali szwajcarskiej, ale też nic jakoś specjalnie nie jedzie :p – No, może za wyjątkiem rybnej części targu. Udajemy się do parku Viharamahadevi , w pobliżu którego położona jest jedna z kolejnych budowli inspirowanych Kapitolem. Człowiek czuje tutaj ducha kolonializmu. Kręcimy się trochę po parku, a później udajemy do jednej z większych i ciekawszych świątyń buddyjskich w mieście (Gangaramaya). Pamiętajcie o dość rygorystycznym podejściu do ubioru przy zwiedzaniu świątyń  – czasem para chusta na krótkie spodenki przejdzie, a czasem nie.

Następnie udajemy się do centrum, a konkretnie na miejscowy targ – co tu się dzieje! Setki barw i zapachów, owoce i warzywa, których nigdy na żywo nie widzieliśmy, coś niesamowitego. I te krzyki targu, niby wszędzie tak samo, ale jednak za każdym razem inaczej.

Po spędzeniu godziny pomiędzy straganami, udajemy się do lokalnego hotelu – czyli po tutejszemu knajpy z jedzeniem. I tutaj po raz kolejny się nie zawiedliśmy – knajpa wskazana przez lonelyplanet (New Palm Leaf Hotel) naprawdę dawała rade i trzymała klimat. Chwila odpoczynku i udajemy się na spacer do reprezentatywnej, biznesowej części miasta.Znajdziemy tu pałac prezydencki, parlament czy tez lokalne World Trade Center. Ale to nie jest miejsce którego szukamy, wiec po krótkim zwiedzaniu idziemy chwile odpocząć do hostelu. Po drodze, spragnieni, chcemy zakupić lokalne piwo, co okazuje się niełatwym zadaniem, bo chyba tylko markety maja w Colombo koncesję na sprzedaż alkoholu. Po upolowaniu piwa marki Lion Lager udajemy się na Galle Face Green czyli błonia przy deptaku nad brzegiem oceanu aby podziwiać zachód słońca. Miał być niesamowity i rzeczywiście taki był.


Znajdziemy tu pałac prezydencki, parlament czy tez lokalne World Trade Center. Ale to nie jest miejsce którego szukamy, wiec po krótkim zwiedzaniu idziemy chwile odpocząć do hostelu. Po drodze, spragnieni, chcemy zakupić lokalne piwo, co okazuje się niełatwym zadaniem, bo chyba tylko markety maja w Colombo koncesję na sprzedaż alkoholu. Po upolowaniu piwa marki Lion Lager udajemy się na Galle Face Green czyli błonia przy deptaku nad brzegiem oceanu aby podziwiać zachód słońca. Miał być niesamowity i rzeczywiście taki był.

Photograph Amazing Sunset in Colombo by Paweł M on 500px

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz