sobota, 24 października 2015

Sri Lanka - Adam`s Peak nie-przygoda


Jak już wcześniej pisałem grafik napięty - Pobudka dość wcześnie rano - pociąg 7:15 - i ruszamy w trasę do Hatton skąd do podnóża Adam`s Peak pozostanie  nam jeszcze około 30km - my leniwi namówieni przez Tuk Tuk majstra wybieramy tą opcję. W sezonie pielgrzymkowym są bezpośrednie autobusy,  w innym wypadku do Dalhousie trzeba dostać się z jedną przesiadką. Trafiamy na bardzo przyjemny Guest house i jako, że jest środek dnia decydujemy się trochę pochodzić po okolicy. 



Wahamy się czy przypadkiem nie zaryzykować i nie udać się od razu na szczyt - tak, tak nie do końca chciało mi się wstawać zgodnie z zaleceniami o 2 w nocy, żeby  przed świtem być na szczycie. Ostatecznie decydujemy się na nocny atak - czego będziemy żałować.

Należy pamiętać, że poza sezonem pielgrzymkowym trasa na szczyt nie jest oświetlona, warto się zaopatrzyć w czołówkę lub dobrą latarkę. Dla osób z dobrą kondycją wyjście nie powinno zająć więcej niż 3h - jeśli jednak chcecie się zatrzymywać po drodze lub nie do końca ufacie własnym organizmom dobrze liczyć 4 godziny. Poniżej trochę zdjęć z telefonu - szkoda mi było aparatu wyciągać w centrum tego monsunu.





Jeszcze jedna uwaga z mojej strony - nauczony doświadczeniem - to, że jesteście na Sri Lance nie oznacza wysokich temperatur wszędzie i o każdej porze dnia i nocy. Punkt drugi - jeśli może padać to będzie na pewno. Tak więc my zaliczyliśmy małego pecha. Trzy godzinne podejście obfitowało w niezwykłe opadu deszczu, przemoczeni dotarliśmy pod szczyt grubo przed 5 rano, co oznaczało, że przy temperaturze około 5 stopni i mocnym wietrze będziemy cierpieć około 1.5h. Nie popełniajcie naszego błędu. No i co najgorsze, pogoda ani widoczność nie jest gwarantowana. Jasne, przy dobrych warunkach zostaniecie wynagrodzeni widokami niezwykłymi, ale może się zdarzyć tak, że zobaczycie... NIC. I tak było w naszym przypadku, niestety widoczność była zerowa, ale samo doświadczenie było mocno interesujące.




 Gdy tylko zrobiło się jasno schodzimy z powrotem do wioski (A po osiągnięciu hostelu wyrzucam wszystko co miałem na sobie - tak byłem przemoczony totalnie tak jak nigdy w życiu - myślę. że to
był efekt jak po wskoczeniu w ciuchach do wody. Mając na uwadze, że przy tamtejszej wilgotności buty schłyby około tygodnia – lądują w koszu) na śniadanie i w dalszą drogę tym razem do Kandy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz