wtorek, 4 sierpnia 2015

Montpellier i okolice

Tak więc udało mi się przeżyć w Zurychu powoli zaczynało się odczuwać, że wiosna musi wreszcie przyjść. Więc postanowiłem sobie przyspieszyć ten fakt i wykorzystując easyjeta uderzyć do Montpellier. Jako, że w Langwedocji byłem wcześniej i ogarnąłem Carcassonne i Avignon tym razem postanowiłem je odpuścić.

Radość moja była wielka ze względu na fakt, że wszelkie prognozy pokazywały 22 stopnie na plusie plus pełne słońce - tutaj nauczka nie wierzyć długoterminowym prognozom - dwa dni przed wylotem 16 stopni i pełne zachmurzenie :)


Samo miasto hmm jest okey. Nie zrobiło na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, fajna baza wypadowa tylko tyle i aż tyle. Jest gdzie zjeść, jest stare miasto, jest mnóstwo knajp ale jednak szału nie ma.

Za to w okolicach bliższych lub dalszych można znaleźć kilka perełek jedną z takich z pewnością jest Pont du Gard - zwłaszcza dla wielbicieli imperium - kawałek dalej przepiękne stare miasto i jeden z lepiej zachowanych rzymskich amfiteatrów w Nimes.

Jednak to co mi się podobało najbardziej to Flamingi i miasteczko o którym nigdzie w przewodnikach nie przeczytałem, co prawda to już chyba następny region administracyjny ale jednak - Aigues-Mortes





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz