piątek, 28 sierpnia 2015

Bordeaux - Saint Emilion część 2

Kontynuując wcześniejszy post - Wieczór spędzam w jakimś pubie z browarami produkowanymi na miejscu - tak uwielbiam takie - oglądając finał kobiecego futbolu w towarzystwie kilku rodzajów IPA. Co mnie na prawdę urzekło, że w porównaniu do Montpellier czy innych miast w których ostatnio bywałem to tętni życiem w nocy. 




Niestety pogoda wyjątkowo spaskudziła mi zdjęcia. Mocny wiatr cały czas burzył tafle wody a nawet lekko ruszał statywem. Ale cóz to jedyne co udało mi się uzyskać. Inna sprawa, że miasto nocą jest pięknie podświetlone, super knajpy z jedzeniem na każdym kroku mnóstwo pubów i ceny nie wyśrubowane jak na Francję. Po raz kolejny porównam do Langwedocji, gdzie było drożej a na pewno nie lepiej.



Dzień spędzam na przechadzkach po "Bordo", oczywiście tutaj życie zaczyna się standardowo później niż myślałem zwłaszcza w Soboty i Niedziele. Ale akurat mam czas odwiedzić nowy stadion budowany z okazji Euro 2016. Budowa bardzo ciekawa :)


Martwiła mnie trochę pogoda, pełne zachmurzenie - groźba deszczu i kiepskich foto - ale na szczęście popołudnie było cudne. Zwiedzenia samego miasteczka Saint Emillion i okolicznych  winnic to była sama magia.



 
 

Na sam koniec dnia po zwiedzeniu kilku winnic zarezerwowaliśmy w jednej stolik na obiad/kolacje - klasyk ja od 3 umieram z głodu - na godzinę 20. Pomysł na aranżacje genialny. Nad budynkiem winnicy wybudowano taras z płytkim basenem wysypanym czerwonymi kamieniami, co przypomina winogrona i tym samym daje wrażenie jakby chodziło się po tym winie jak za starych dobrych  czasów.



Ps. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że tam wrócę...


wtorek, 25 sierpnia 2015

W krainie wina - Bordeaux - część 1

Po poprzednim weekendzie intensywnie spędzonym w Szwajcarii, tym razem wylądowałem we Francji, prawie nad samym oceanem a mianowicie w stolicy regionu Akwitanii. Główny cel winnice i jedzenie, czyli to co we Francji jest najlepsze... I tak dla prawdziwych mięsożerców jest to raj - jak ja kocham wołowinę.

Mój wypad był tym ciekawszy, że udało mi się trafić na super hostów. I dzięki mojej przewodniczce Marine udało mi się zobaczyć zdecydowanie więcej niż sądziłem na początku.

 Przylot późnym wieczorem, dotarcie do mieszkania hostów i ambitne plany na następny dzień. Jako, że Marine wychowała się niedaleko Bordeaux w Archachon, postanowiła mi pokazać okolice a miasto pozostawić mi do swobodnej eksploracji na następny dzień. Moim pierwszym "must see" na liście była, unikalna formacja na skale europy - najwyższa wydma Dune du Pilat - z której roztacza się niesamowity widok na zatokę.

 

Samo już wyjście na szczyt, przy temperaturze 35 stopni okazuję się wyzwaniem, Ale widoki wynagradzają wszystko. Po zjedzeniu drugiego śniadania kierujemy się do miasteczka Biscarrosse na obiad i przechadzkę wzdłuż oceanu, niby  mega gorąco ale mocny wiatr i woda podrywana z oceanu przyjemnie chłodzi.


Po obiedzie - oczywiście wyrwanie ze Szwajcarii kończy się stekiem z antrykotu 400g mięsa omnomnom- kierujemy się do miasteczka Archachon a tam szukamy statku - 3h rejs po zatoce. 


Rejs w taką pogodę to sama przyjemność tylko trzeba uważać na słońce, ze względu na dużą wietrzność nad oceanem nie czuje się smażenia aż tak. A słońce na prawdę dawało popalić o czym przekonałem się dopiero wieczorem:).




Co mi się bardzo podobało, to pan kapitan był świetnie przygotowany merytorycznie, sypał ciekawymi historiami z rękawa, zarówno tymi historycznymi jak plotkami o tym w którym to domu mieszka pani ex prezydentowa. No i można było się dowiedzieć co nieco o hodowli ostryg 
i o tym, że wyglądają one o tak:


Po skończonym rejsie udajemy się z powrotem do Bordeaux. Gospodarze uderzają na jakiś festiwal muzyczny, umawiamy się na dzień następny i tą noc spędzam w centrum na za-bookowanej wcześniej kwaterze z Airbnb.

Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 20 sierpnia 2015

Sankt Gallen - Appenzell

Jako, że dzień wcześniej mocno zmęczyliśmy się na treku w Zermatt, postanowiliśmy tym razem ogarnąć bardziej miejskie klimaty. Padło więc na Sankt Gallen super miasteczko z naprawdę wypasioną biblioteką. Samo miasto a raczej miasteczko ma bardzo fajny klimat. Zadbane jak wszystko w Szwajcarii :) ale tak w sumie to ciężko znaleźć jakieś perły architektury czy niesamowite miejsca jest takie jak powinno być, niestety nic poza tym.



Do Sankt Gallen jedziemy jakieś 1.5h pociągiem. Na małym rynku w centrum trafiliśmy na targ z różnymi duperelami, naprawdę wszelkiej maści.


Po krótkim spacerze udaliśmy się do wspomnianej wcześniej biblioteki, niestety ze względu na dużą wartość zbiorów jak i samych wnętrz nie można robić w środku zdjęć. Wygląda to niesamowicie, zbiory robią wrażenie, a już na pewno na osobach zainteresowanych prawem: wszystkie te kodeksy Justyniana czy tam inne komentarze, nawet na mnie ignorancie robiły wrażenie :).

Co uwielbiam w Szwajcarii to ten luz, dystans i inne podejście do życia. Nawet przed najważniejszą katedrą w mieście ludzie mogą rozwalić się na kocach, leżaczkach czy też bez i zrobić sobie piknik, nie ma wszechobecnej spiny - nie depcz trawy, zakaz wchodzenia na trawę bla bla bla.

 

Po godzinnym spacerze, zobaczyliśmy mniej więcej wszystko co chcieliśmy i udaliśmy się w dalszą cześć podróży tym razem to Appenzell - regionu  znanego mocno z robienia piwa i para cydrów.

Photograph Appenzell church tower by Paweł M on 500px
Appenzell church tower by Paweł M on 500px

Małe urocze miasteczko, mnóstwo fajnych klimatycznych  miejsce. Region ma specjalny rodzaj pociągów z bardzo wysokimi szybami dzięki którym zwiedzanie staje się jeszcze fajniejsze.. Nie daleko w góry, świetna baza wypadowa do Wasserauen/Ebenalp jest 15  minut kolejką z którego to już można uderzać prosto na wspaniałe szlaki (piechotę albo gondolką). O tym napiszę coś więcej innym razem, 


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Zermatt - Matterhorn - Sunnegga

Kiedy lato w Szwajcarii zagościło już na dobre przyszedł czas na kolejny po Rigi wypad w góry. Na rozkładówce znalazło się Zermatt razem z prawdopodobnie najczęściej fotografowaną górą świata Matterhornem i Interlaken z Mürren jako bazą wypadową. Tym razem jednak padło na Zermatt.

Photograph Matterhorn & Zermatt by Paweł M on 500px

Matterhorn & Zermatt by Paweł M on 500px

Z Zurychu do Zermatt dojeżdżamy w około 3h oczywiście szwajcarską koleją. Najlepsze połączenie jest przez VISP i potem już bezpośrednio kolejką górską do Zermatt. Wszystkie trasy można sprawdzić na stronie SBB.ch, możemy tam również zakupić bilety, znaleźć aktualne promocje często sięgające nawet 50%. Czasem można znaleźć super promocje na daily passy na szwajcarskiej poczcie. A ostatnio spotkałem bony promocyjne 50CHF w lotniczym SWISS magazine.



Standardowo uderzamy do punktu informacyjnego po mapkę, i wskazówki które szlaki aktualnie są otwarte i z których będzie najlepszy widok na Matterhorn. Wybór padł na szlak w kierunku Sunnegga i w zależności od tego jak pójdzie nam pierwsza część trasy spróbujemy dotrzeć do Stelisee, jeziora które znajduje się na wysokości 2537m z którego będziemy mieć perfekcyjny widok na Matterhorn. Do schroniska można oczywiście wyjechać kolejką a z niego do wspomnianego jeziora wyjście nie powinno trwać dłużej niż 1.5h.




Photograph Matterhorn HDR by Paweł M on 500px
Matterhorn HDR by Paweł M on 500px

Nam cała trasa zajęła około 7h, schodząc zahaczyliśmy o jeszcze jedno jezioro tym samym wydłużając trochę trasę. Połączenie powrotne koło 19 pozwala nam na dotarcie z powrotem do Zurychu około 22.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Como - Bergamo - Mediolan - Majówka

Korzystając z możliwości przedłużenia weekendu, zapowiadanej super pogody - uderzam do Włoch. Z polecenia Bergamo i wszystko co znajduje się nad Como. Super opcją jest połączenie Zurych - Mediolan pociągiem około 4h komfortowej jazdy przez przepiękne alpejskie tereny. O dziwo połączenie realizowane przez Trenord  czyli spółkę włoską a wszystko funkcjonuje idealnie. Tak więc wysiadka w Monzy i regionalny pociąg do uroczego Bergamo. W mojej ocenie miasteczko dużo bardziej klimatyczne niż Mediolan.



Włochy jak zwykle mają tylko jeden minus - są za smaczne - a ja naprawdę mogę zjeść każde ilości pizzy z ostrym salami. Dodatkowo odkryłem całkiem niezłe lokalne piwo, robione jak porządny craft. Słyszałem, że we Włoszech też zaczyna się renesans browarniczy ale dotychczas nie miałem okazji spróbować - i naprawdę można znaleźć zacne piwo w stylu belgijskim blonde czy IPA.

Photograph Basilica di Santa Maria Maggiore II by Paweł M on 500px
Basilica di Santa Maria Maggiore II by Paweł M on 500px

Także samo chodzenie po Bergamo to sama przyjemność, zwłaszcza w części starej czytaj wysokiej. Jest mnóstwo uroczych uliczek, świetnych knajp. Czy też perełek architektonicznych.

Photograph City view from La Rocca II by Paweł M on 500px
City view from La Rocca II by Paweł M on 500px

Z samego Bergamo nad Como udajemy się pociągiem wspomnianych wcześniej Trenord. Jedna przesiadka w Lecco i jesteśmy w Varennie skąd roztacza się niesamowity widok na jezioro.





Do Samego Bellagio udajemy się promem, kursują one dość często i nie było jakiś specjalnych problemów z dostaniem biletu. A sam rejs jest też pewnego rodzaju atrakcją.



A miejsce jest faktycznie niesamowite. Uwielbiam takie klimaty wysokie góry schodzące bezpośrednio do morza czy też właśnie jezior - krajobraz jak z bajki - polecam naprawdę. W pewnym sensie trochę jak w Lugano, jednak tutaj czujemy zdecydowanie mocniej klimat alpejski.

Wracając można udać się jeszcze na zamek w Varennie, z którego roztacza się super panorama na jezioro i otaczające nas góry. Spotkamy tam również "Nazgula" :) z tym, że ten jakiś taki nierozrywkowy. 
Jak chodzi o Mediolan, sam jestem trochę zawiedziony niby miasto ładne, zadbane mnóstwo super kamienic, piękna Bazylika i Forteca jednak mi czegoś tam brakowało. Może też przez to, że akurat pogoda zrobiła się paskudna, właśnie zaczynało się Expo. Dzięki czemu można było oglądać zadymy live co kto lubi.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Retrospektywy - Szwajarskie Podróże - Kraków, Berlin, Murtem, Berno

Jako, że powróciłem do pisania bloga po dość dużym okresie czasu staram się opisać wypady, podróże z perspektywy dnia dzisiejszego. Niestety pamieć też czasem szwankuje, myślę też że wpisy nie zawierają takiego poziomu detali i emocji jak bym chciał. Baaa najpierw trzeba umieć pisać po ludzku, żeby wpisy zawierały jakiekolwiek emocję. Liczę jednak, że chociaż zdjęcia w pewnym sensie rekompensują to czego tutaj zawrzeć nie potrafię.

Maj zapowiadał się weekendowo dość intensywnie. Najpierw odwiedziny Krakowa - wiadomo czasem poniesie nas przysłowiowy melanż - także poniedziałek w pracy był bardzo słaby :).

Później wypad ze znajomymi do Berlina - zawsze fajnie się spotkać - tym fajniej spotkać się w podróży. Niestety zgrało się to z obchodami zdobycia Berlina przez związek .... Dużo motocyklistów wiadomego pochodzenia i ogólnie bardzo dużo nie fajnych czerwonych flag. Ale przecież najważniejszą jest towarzystwo!

Korzystając z dobrej pogody w któryś majowy weekend wykorzystałem rowerowe promocję szwajcarskich koleji i postanowiłem odświeżyć umiejętność jazdy na dwóch kółkach - Och ależ się sakramencko zmęczyłem. 

Trasa wg folderu reklamowego miała być między jeziorami bla bla bla no i nie do końca była. Miało być malowniczo było dość średnio za to samo miasteczko Murtem - super, świetnie zachowane, genialny klimat.

 
W drodze powrotnej udało mi się jeszcze zahaczyć teoretyczną stolicę konfederacji - ale nie był to najlepszy pomysł po 4-5 godzinach spędzonych na rowerze nogi odmawiały posłuszeństwa. Tak więc skończyło się na krótkim spacerze i kilku naprędce strzelonych fotach.

 

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

W poszukiwaniu słońca - Sardynia

Sam Zurych  jako baza do podróży low-costowych nie jest najlepszym miejscem. Za to Bazylea i jej lotnisko z EasyJetem i Wizzairem to już zupełnie inna bajka o czym wspominałem pod koniec jednego z wcześniejszych wpisów

Tak więc udało mi się wyhaczyć lot Basel - Cagliari za 80CHF. A jako, że kwiecień do najcieplejszych jeszcze w Zurychu nie należy to była to perfekcyjna ucieczka w kierunku Słońca. 



I tak oto przywitało mnie Cagliari porankiem dnia po przylocie. Słońce, dwadzieścia kilka stopni czego chcieć więcej. Na Sardynii częściowo korzystałem z Coucha a częściowo Airbnb. Tak więc po małych problemach z ogarnięciem samochodu. Okazało się, że wszystkie wypożyczalnie mają zablokowany panel do akceptacji kart szwajcarskich - ech szlag by to - jednak dzięki zawziętości innych klientów lecących z Basel udało się przekonać obsługę wypożyczalni do sprawdzenia kart drogą telefoniczną - uff udało się. Dostałem auto w teorii wyższej klasy bo zamiast 500 jakąś taką nowszą Pandę 5-cio drzwiową. Ale naprawdę jeździło się nią po serpentynach fatalnie. Plan był taki w 3 dni dookoła Sardynii, zobaczyć tyle ile się da - i zaliczyłem wszystko z mojej listy.


I z powrotem autostradą do Cagliari - z czym, że autostrada na dość długim odcinku była dość mocno rozkopana.

Photograph Breath of the history by Paweł M on 500px
Breath of the history by Paweł M on 500px

Powyżej jeden z grobowców Nuraghi starożytnej cywilizacji, która niegdyś istniała na Sardynii. Wyspa prześliczna, mnóstwo piaszczystych plaży, ciepłe morze, idealne warunki do Windsurfingu. W miasteczkach na południu klimat Włoch - pizze, makarony, kawaaa - uwielbiam. Na północy trochę bardziej hiszpańsko-katalońsko. Ceny racjonalne można zjeść, przespać się, i wypić bez rozwalania budżetu. Tak więc Sardynia ląduje na moją listę, miejsc do ponownego zobaczenia zaraz za Kubą i Gruzją.

Północ jak już wspomniałem z architekturą i klimatem bardziej hiszpańskim.

Photograph Torre Spagnola by Paweł M on 500px
Torre Spagnola by Paweł M on 500px

No i te plaże - magia: