sobota, 5 października 2013

Wszystko płynie...

A co po niektóre rzeczy szybciej niż nam się wydaje... Niestety.

Problemy ze sprzętem komputerowym, zmusiły mnie do podjęcia decyzji o pochowaniu Starego wysłużonego blaszaka na cmentarzysku pecetow, i zastapienia go tabletem... Hmm dziwnie bo zawsze mi się wydawało, że tabletu są bez sensu a teraz eksperyment wydaje się całkiem udany.

Co prawda to dopiero podatek przyjaźni z nowym dzieckiem asusa i googla, ale póki co towarzyszy mi poczucie dobrze wydanych pieniędzy.

Co też się w sumie wiąże z tym tematem to fakt cholernego oglupiania marketingowego całej społeczności. Ja dość sceptyczny gość prawie uwierzylem w raty 0%, jednak parafrazujac raty jakie są nie każdy widzi.

Odnośnie ostatnio wizytowanych miejsc na stolicznym mieście, dwa lokale przypadły mi bardzo do gustu. Boca burger który rządzi po prostu, naprawdę mięso to tam podają wysmazone idealnie. I drugi lokal tez dość gastronomiczny z tym, że ja to się tam akurat zajmowalem spożywaniem złotych trunków, bar "kraken" bodajże miejsce bardzo przyjemne i naprawdę wypełnione ludźmi po brzegi. Dla mnie jeden mały minus - trochę za bardzo czuć rybą. Ale za to jaki klimat!

poniedziałek, 2 września 2013

Weekendowa retrospekcja...

Wracając jeszcze na chwilę do poprzedniego weekendu udało mi się zaliczyć całkiem przyjemną imprezę nad Wisłą a mianowicie zjazd food tracków. I tutaj trzeba przyznać jest to coś co wychodzi przed szereg Krakowa, w którym to "kiełbaski z nyski" zbrzydły mi jeszcze w liceum, a to już było lata temu. I tak naprawdę w tym temacie w grodzie Kraka się nic nie zmieniło. W przypadku Warszawy jest zupełnie inaczej i food trackowy biznes kwitnie w wymiarze kulinarnym raz lepszym raz gorszym.


Niestety ze względu na duże zainteresowanie imprezą udało mi się zdegustować tylko dwa pojazdy. I tu dla mnie fanatyka pikanterii miłe zaskoczenie. Jako, że Beef n Rolla kosztowałem już wcześniej i średnio mi smakował Classic, to Chilli Burger naprawdę dał radę, świeże jalapenos i dobrze wysmażone mięso spełniło oczekiwania, jednak dalej w mojej ocenie słabością tego slow food`a pozostanie bułka, która nie trzyma poziomu reszty. 

Druga opcja to naprawdę świetna "Pizza z Żuka".  Pepperoni na cienkim i dobrym cieście smakowała wybornie, pizzy nie mam absolutnie nic do zarzucenia nie jest ona co prawda ewenementem jak Garden w Krakowie ale na pizzowej mieliźnie Warszawy ( owszem nie byłem jeszcze w za wielu lokalach, jednak kilka odwiedziłem i żadna nawet nie zbliżyła się do poziomu pizzy z food tracku) na pewno się pozytywnie wyróżnia.

Uzupełniając wiadomości z aktualniejszego weekendu, objazdówka po rodzinnych imprezach (w tym jednym śląskim weselu... JAK JA NIENAWIDZĘ TEGO, A WODZIREJÓW TO JA NIENAWIDZĘ NAWET Z PASJĄ!!) skończyło się na 850km na liczniku i foteczce od ostatnio najbardziej trendy fotografa, pozdrowienia dla Jacka Wincenta R.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Bo bliżej na Mazury...

To co zaczyna mi się podobać w "Wawce"  to jej położenie, wreszcie nie muszę się tłuc 7-8 godzin, żeby dostać się na Mazury, a one potrafią dać wszystko to co potrzebne dla spracowanego człowieka woda, cisza, i zamki(osobiście to chyba lubię najbardziej).

Weekend spędzony w okolicach Olsztyna ukoi trochę niespokojną duszę i pozwolił trochę uradować żołądek. W samej to stolicy województwa, udało się nam zbłądzić na "Cudne Manowce" bo tak właśnie nazywa się nieduża restauracja w centrum Olsztyna. 



Knajpa zachęciła nas przede wszystkim świetnym tarasem zauważonym z terenu tamtejszych "Plant" oraz wcale nie gorszym lokalem. Z początku pomyśleliśmy, że za ładnie to wygląda żeby jedzenie było równie dobre. Ale zachęceni przez sympatyczną kelnerkę postanowiliśmy spróbować. Dodatkowo podane nam placki po zbójnicku, dawały radę i to wcale nie gorzej niż sam wygląd knajpy. Do tego specjały z lokalnego Browaru Kormoran pozwoliły nam pysznie spędzić kilka po południowych godzin.



niedziela, 25 sierpnia 2013

Krakowskim okiem czyżby?

Skąd w ogóle pomysł na pisanie bloga, zaczęło się to za sprawą recenzji Nowickiego w jego "Wielkim Żarciu", pamiętam jak dziś, przeczytanie recenzji o najlepszej pizzy w tej części świata czyli Pizza Garden, jednoznacznie i bezwzględnie najlepsza pizza jaką w życiu jadłem, z ubóstwianą przeze mnie  "Meat lovers". Jednak pomysł ten nie utkwił dostatecznie mocno w mojej głowie i tym samym z każdym dniem jego realizacja oddalał się coraz bardziej, a blogi jedzeniowe rosły w koło jak grzyby po deszczu.

Ale do meritum, wytłumaczę się od razu blog "krakowski", będzie do bólu właśnie krakowski przynajmniej z mojego punktu widzenia. Będzie dotyczył życia gdzie indziej...

Telefon dryń.. dryń... dryń...
ktoś: Dzień Dobry panu,
Ja: Dzień dobry,
Ktoś: Chciałbym się zapytać czy byłby pan zainteresowany pracą w stolicy(tak tego słowa użyto)?
Ja: (hmm przerażenie, ciekawość) To zależy, ale chętnie posłucham...

No i tak to się potoczyło 2 tygodnie, oferta pierwsza, druga moja zgoda i tu w pierwszej chwili wydawało mi się, że to jakiś obcy głos to powiedział, druga myśl "WTF?? Ja w Warszawie nie możliwe", a jednak tak się jakoś potoczyło...

Później długi okres czasu chodzenia od ukochanej jednej knajpy do drugiej, żegnanie się z każdym miejscem które budziło we mnie wiele emocji i wspomnień. Głosy znajomych o współczuciu, sprzedawaniu serca itp, itd.

Z perspektywy czasu trochę brakuje uroku Krakowa, Warszawa jest zupełnie inna olbrzymia jak na nasze krakowskie standardy, jako całość totalnie bez duszy, ale jeśli by zacząć ją "jeść" po małym kawałku okazuje się, że jest całkiem zjadliwa

PS. Warszawa... hmm nie taka zła.

piątek, 23 sierpnia 2013

Dlaczego?

Zasadniczo to sam nie wiem czemu akurat trafiłem tu... Zabierałem się już wielokrotnie za stworzenie czegoś własnego, czegoś gdzie mógłbym wrzucać swoje przemyślenia, to co mnie irytuje lub nie, jednak zawsze brakowało mi na to czasu.

Tak naprawdę dziś tego czasu wcale nie mam więcej, jednak wizja pisania o tym co lubię (tak zasadniczo to będzie o wszystkim ale głównie na tapecie będzie jedzenie, picie, turystyka, lektura i wszystko co tak naprawdę jest nam bliskie i daję tę jedyną i niepowtarzalną radość... o tak radość!!) da mi możliwość odskoczenia od rutyniarskiej rzeczywistości która ostatnio coraz częściej mnie przytłacza, dopada nie nie nie jeszcze nie przytłacza tak źle nie jest.

Może się tak zdarzyć, że będę tu pisał głównie dla siebie i tak że to ja będę jedyną osobą czytającą moje wypociny...

Wcale mnie to nie zraża, wręcz przeciwnie cieszy bo to co będę chciał dziś zacząć ma być przede wszystkim dla mnie i liczę, że dzięki temu choć trochę rozwinę się na płaszczyźnie humanistycznej, którą to chyba nigdy specjalnie nie byłem zainteresowany, na której to tym bardziej nigdy nie byłem doceniany... jednak ostatnio zatracanie umiejętności porozumiewania się w języku ojczystym zostało przeze mnie dostrzeżone i mam zamiar coś z tym zrobić!

PS. Ciemna strono mocy humanizmu... zaczęło się.